niedziela, 22 września 2013

Siła w Tobie

żródło: hongikiat.com
Zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy – wszędzie i nieustannie jesteś oceniany – pod lupę brana jest Twoja wiedza, konsekwencja i praca umysłu, a nagradzany (o ile w ogóle) możesz być tylko za wyniki, a nie podjęte próby i działania. Smutne to, ale prawdziwe. Zaakceptuj to, że na Twój sukces i uznanie składają się tylko zadania produktywne, a brak czasu możesz mieć na rzeczy bez znaczenia. Potrzebne jest więc ustalenie priorytetów. Możesz mieć wielkie możliwości, znajomości i aspiracje, ale jeśli nie oddzielisz rzeczy obowiązkowych od ważnych i mniej ważnych, nie masz szans.

„OK.., to nic odkrywczego…” pomyślisz. Jasne, ale zastanów się teraz JAK to zrobić? Tutaj już pojawiają się wątpliwości.

Od przeszło pół roku cała moja koncentracja skupia się na firmie, którą prowadzę i możesz mi wierzyć lub nie, ale jest to sto razy trudniejsze od pracy na etacie, wymaga olbrzymiej dyscypliny i poświęcenia (nie tylko czasu, ale również nerwów). Nie ma sytuacji, w której ktoś mi powie, podpowie, zasugeruje co mam robić, co dalej?, jak poradzić sobie z zaistniałym problemem? Deadline-y, cele, nowe zadania, misję.. wszystkie te rzeczy ustalam i egzekwuję od siebie. Przyznam szczerze, że jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką przyszło mi opanować. Napiszę krótko o tym jak metodą prób i błędów udało mi się odkryć najlepszy, moim zdaniem, a także najprostszy sposób na… siebie.

Samotność
Pierwszą i podstawową rzeczą, która mi pomogła w zmobilizowaniu sił była samotność. Wiedziałam, że wszystko zależy tylko ode mnie, że jestem „Panem swojego czasu” i mogę pracować 24/7, jeśli tylko najdzie mnie na to ochota. Jednak tutaj pojawiła się pułapka w postaci fizycznych barier. Mój organizm zbuntował się bardzo szybko i zaalarmował, że tak dłużej być nie może. Wiedziałam więc, że muszę pewne zadania wyeliminować… tylko pytanie JAK? Tutaj zbawieniem okazała się wiara w ludzi i poczucie, że mogę im zaufać – powierzyć zadania, odciążyć psychikę i po prostu oddychać – pozwolić im działać.

Oddech
Gdy już nabrałam, tak potrzebnego mi oddechu i znalazłam czas dla siebie, miałam wrażenie, że nie wykorzystuję go w 100% na działania efektywne. Czasem aż miałam poczucie jego marnowania, przelatywał mi przez palce, nie mogłam się skoncentrować, byłam względem siebie bardzo niecierpliwa. Wtedy poczułam, że wręcz brakuje mi samodyscypliny… więc zaczęłam na ten temat czytać i dowiadywać się jakie są sposoby na osiągnięcie perfekcji w zarządzaniu swoim czasem. Tutaj tylko wtrącę, że jest to o wiele trudniejsze niż zarządzanie czasem swoich pracowników.

Papier
Jakiś czas temu, słuchając jednego z wykładów Briana Tracy, natknęłam się na prostą, wręcz banalną wskazówkę dotyczącą time management – zapisuj swoje plany - z najmniejszymi szczegółami i zawsze. Pomyślałam: Przecież to samo w sobie jest marnotrawieniem czasu… Ale nie mając nic do stracenia, postanowiłam spróbować. Mój harmonogram obejmował dwie strony – na jednej były wypisane godziny: od 7:00 do 23:00, na drugiej były zadania służbowe na dzień dzisiejszy oraz 10 punktów, w których opisywałam cele długoterminowe. Ciekawostką jest, że przez cały okres stosowania tej metody owe cele się nie zmieniły i codziennie po prostu przepisywałam je na nową kartkę papieru. Oczywiście nie każdego dnia udało mi się owy plan sporządzić i chociaż teoretycznie doskonale wiedziałam co i w jakich godzinach mam robić, moje zadania były wykonywane znacznie bardziej chaotycznie i większą ilość z nich pomijałam.

Zapisuj wszystko – łącznie z godzinami posiłków, telefonami, które musisz wykonać, spotkaniami, nawet czasem na relaks czy sport. Sam przekonasz się jak ogromne efekty ma zapisywanie swoich zadań i celów. To wręcz „otwiera” umysł, sprawia, że masz więcej pomysłów, idei, sposobów i dróg do osiągnięcia zamierzeń. Przekonasz się, że tak jak powiedział Brian Tracy – „Każda minuta poświecona na planowanie na papierze, daje Ci 10 minut więcej na działanie”.

Kreatywne zarządzanie czasem
Istotną sprawą jest również określanie swoich zadań jako tych, które musisz zrobić, bo inaczej skutki będą ogromne i wpłyną na Twoje życie prywatne i zawodowe oraz tych, które możesz delegować. Nie pozwól, by drobnostki zajęły Ci cenny czas. „Get the big job finished”.

Pytania
Zadawaj sobie kreatywne i konstruktywne pytania. Oto niektóre z nich: 
  • Jakie ograniczenia mogę napotkać na drodze do celu? Jak sobie z nimi poradzić? Kogo zapytać o zdanie?
  • Które z moich działań są najbardziej wartościowe? (Nie wiesz? Zapytaj innych – szefa, klienta, rodzinę)
  • Co we mnie samym mnie powstrzymuje od osiągnięcia celu? (80% przeszkód to przeszkody wewnętrzne – w Tobie lub na obszarze Twojej działalności)
  • Czego ludzie ode mnie oczekują? Jakich wyników? Jaka rzecz, którą tylko ja potrafię dobrze, jest naprawdę ważna?
  • Na co marnuję najwięcej czasu? Może na robienie rzeczy, które już potrafię robić świetnie?
  • aż wreszcie… Co tylko ja mogę zrobić dla domu, dla związku, dla zdrowia, dla firmy?

Zadaj sobie jeszcze 20 podobnych pytań. Odpowiedź na nie zajmie Ci pewnie kilka godzin. Zapisz te odpowiedzi. Pytania są kluczem do sukcesu i pozwalają z większym dystansem spojrzeć na każdą sytuację.

Jeśli skorzystasz z tych kilku prostych rad, daj znać czy coś się zmieniło. A może chcesz polecić inne metody? Pozostaw komentarz poniżej lub napisz do mnie.

poniedziałek, 16 września 2013

UNICEF briefuje młodych grafików

Według UNICEF Polska, przeżycie, ochrona i rozwój dzieci są uniwersalnymi normami, które stanowią o rozwoju ludzkości. Ta wyznaczona przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych organizacja, zajmuje się ochroną praw dzieci najbardziej poszkodowanych – nie tylko podczas wojen i katastrof czy z powodu skrajnego ubóstwa, ale również dzieci niepełnosprawnych lub wykorzystywanych psychicznie i fizycznie. 

Jednym ze sposobów zachęcenia do pomocy tym dzieciom jest budowanie świadomości ludzi poprzez tworzenie, rozprzestrzenianie i różnorodne wykorzystywanie grafik/zdjęć, które mają w nas wzbudzić skrajne emocje – dzięki temu komunikat będzie zapamiętany na dłużej. Dlatego tak wiele prac UNICEF jest przy okazji graficznymi dziełami sztuki, otrzymującymi wyróżnienia oraz nagrody główne na najbardziej prestiżowych festiwalach oraz w branżowych rankingach.

Tym razem UNICEF Malaysia i Spikes Asia Festival of Creativity 2013, który odbywa się teraz w Singapurze, dali młodym „spikes” możliwość zaprezentowania swojego talentu. Mieli oni stworzyć grafikę o ściśle określonej tematyce i według określonych zasad. Uczestnicy konkursu otrzymali bardzo rozbudowany i przejrzysty brief. Nagroda była warta zachodu -  motywowały oczywiście dobra finansowe, ale co najważniejsze, konkurs jest oceniany przez jury złożone z liderów w branży, więc jest to nieliczna okazja, by zostać zauważonym przez kluczowych decydentów branży Creative.

Grafiki miały dotyczyć losów dzieci niepełnosprawnych, które często wykluczane są ze społeczeństwa. UNICEF Malaysia chciał pokazać, że dzieci niepełnosprawne to po pierwsze DZIECI, które mają prawo do szczęścia, ciekawego spędzania czasu wolnego, edukacji i dużych zawodowych perspektyw. Ponad to wiele barier, które dzieci niepełnosprawne mogą napotkać, powstaje… w umysłach prawidłowo rozwijających się ludzi. Stąd hasło kampanii brzmi: “UNICEF Malaysia - Celebrating the abilities of children with disabilities”, a logotyp kampanii zawiera zwrot: “It’s About Ability”.

Na tą chwilę na facebooku Spikes Asia Festival of Creativity 2013 ukazało się 8 finałowych prac. Wszystkie opublikuję na końcu mojej wypowiedzi. Teraz przyjrzyjmy się dwóm z nich:

Natya Sekar Arum, Badung Institute of Technology, Indonesia

Prostota, gruba kreska, białe tło, niespójna (jak dla mnie) czcionka hasła kampanii. Z pozoru nic specjalnego, ale patrząc na przesłanie – połączenie ust ze słówkiem „paint”, a ręki ze słowam „walk” daje do myślenia i dokładnie odzwierciedla założenia briefu.

Yi-Sin Luo, TamKang University, Chinese Taipei

Widzisz talent czy brzemię? Bardzo pomysłowe nawiązanie do grafik ze złudzeniami optycznymi. Ciekawe i wymagające poświęcenia ciut dłuższej uwagi.

Reszta prac, może i jest lepsza graficznie, ale moim zdaniem mniej pomysłowa. Oczywiście podobają mi się wszystkie… albo inaczej… podoba mi się we wszystkich to, że są stworzone w słusznej sprawie przez ambitnych ludzi.

Dodam tylko, że agencja Embassy postawiła sobie za punkt honoru, by do 2015 roku osiągnąć tytuł „Firmy z sercem”, nawiązując współpracę z UNICEF Polska. Trzymajcie za nas kciuki!









niedziela, 1 września 2013

„Jobs” skazany na krytykę??


Tak… widziałam „Jobsa”… Tak… czytałam również całą masę negatywnych opinii na temat filmu reżyserii Joshua Michael Sterna. Artur Kurasiński napisał, że jeśli się nie wielbi marki Apple i nie zna biografii Steve-a to lepiej darować sobie „przyjemność” spędzenia 127 minut w kinie na filmie, gdzie product placement osiąga szczyt szczytów. I Ashton Kutcher – spodziewaliście się jeszcze słabszej gry aktorskiej, ale chłopaczyna się przyłożył i widać było jego nienaturalne starania w odtwarzaniu charakterystycznych ruchów, gestów i sposobu chodzenia Jobsa.

Zdanie krytyków jest ważne, ale radzę Wam obejrzeć ten film wyzbywając się wszelkich uprzedzeń. Z częścią opinii się zgadzam, ale dla mnie nie był zły. Co najważniejsze - podtrzymał tezę, że świat należy do dziwaków i nieokiełznanych charakterów. To właśnie oni go zmieniają, to dlatego idziemy do przodu i znaczymy cokolwiek dla kogokolwiek.  Banalne „Think different” nabiera ogromnego znaczenia, a powielanie cudzych schematów przechodzi do lamusa. I taki świat właśnie mnie inspiruje – inny, dziwny, zaskakujący i niełatwy.

Nie mogę zdradzić szczegółów oraz okoliczności, ale miałam przyjemność wymiany paru maili ze Stevem Woźniakiem, który miał być gościem na konferencji branży IT w Warszawie. Godzinny wykład tego śmiesznego człowieczka, który w czasie studiów bawił się elektroniką przewyższa wartością zakup kawalerki w Łodzi, nie mówiąc już o hotelu pięciogwiazdkowym oraz biletach lotniczych biznes klasy. Klient zrezygnował – za drogo. Czy nadal Woz kojarzy nam się z odmieńcem,  który w perfidny sposób żartuje z urody Polek?

Dla mnie, a myślę, że również dla innych właścicieli firm, historia Jobsa jest niewątpliwie wielką inspiracją. Film dodaje otuchy i skłania do realizacji swoich dziwacznych pomysłów, których w mojej głowie nie brakuje, i przez które miałam niejedną bezsenną noc… Nie boję się porażek, jestem naszykowana na to, że one wystąpią. Jednak tak samo mocno naszykowana jestem na mój sukces.

Dla zniesmaczonych „Jobsem”  - już niedługo będziemy mogli obejrzeć kolejny film o Stevie, tym razem reżyserii Arrona Sorkina ("The Social Network"), przy powstaniu którego Woz był oficjalnym konsultantem. Czy rzeczywiście film będzie dużo lepszy? A może po prostu pokaże i podkreśli inne szczegóły z życia głównego bohatera?  Czy „Jobs” nie było po prostu z góry skazany na krytykę?  We’ll see...

piątek, 30 sierpnia 2013

Zła agencja marketingowa!

Jako „młodzi dorośli” wolimy nie wypowiadać się na niektóre biznesowe tematy, z tego względu, że mamy jeszcze zbyt małe (jakby się mogło wydawać) doświadczenie. Powiedzmy sobie szczerze, mając 26-28 lat siłą rzeczy nie posiadamy 15-letniego stażu pracy, więc co my tam wiemy??

Ja natomiast przekonuję się na każdym kroku, że wiemy i widzimy bardzo dużo! Ostatnio czytałam wiele wypowiedzi i opinii na temat pracy w agencjach marketingowych i firmach typu marketing services w Polsce. Chociaż pracowałam tylko w dwóch agencjach, moje spostrzeżenia w znacznym stopniu zgadzają się ze zdaniem innych pracowników agencji, jak i ich klientów. I nie myślcie sobie, że teraz, gdy prowadzę własną działalność przedstawię Wam szereg negatywnych cech branży marketing services. Wręcz przeciwnie! Pierwsza rzecz, jaka mi przychodzi do głowy to niesamowita wdzięczność i wielkie ukłony dla moich dwóch mentorek: Asi Wojcieszek (Idea Factory) i Ani Falkowskiej-Puzio (QAH) za bycie senior account managerem w pełnym tego słowa znaczeniu. To niesamowity skarb mieć tak wymagające, perfekcyjne, silne i niesamowicie inteligentne szefowe. To one dały mi wiarę, że się uda.


Wracając do moich obserwacji – głównym „produktem” agencji marketingowej jest pomysł, idea, koncept. Niestety większość specjalistów ds. marketingu lub product managerów dużych firm najwidoczniej o tym zapomina. Traktują koncept jak rzecz, która powstaje na taśmie produkcyjnej w 5 minut. Chore deadline-y, fikcyjne przetargi, niejasne, mało-szczegółowe briefy, utrudniony kontakt, nonszalancja i zbytnia formalność... z tym spotykają się pracownicy agencji. Oczywiście są wyjątki i nie należy uogólniać, ale jeśli cały zespół pracuje przez miesiąc nad przetargiem, który nie zostaje finalnie rozstrzygnięty lub jeśli na stworzenie 20 różnych visuali mamy 3 dni, bo „gonią terminy” to nie jest to szanowanie pracy kreatywnej. Tym bardziej, że każdy, kto miał styczność choćby przez miesiąc z agencją marketingową doskonale wie, że pracujemy od 9.00 do 21.00, by wrócić do domu i dalej „kreować” do upadłego. Takie poświęcenie, w sytuacji gdy nawet nie wiadomo czy zostanie wyróżnione przez klienta, zasługiwać powinno choćby na szacunek i uprzejmość z jego strony. Swoje hipotezy potwierdziłam między innymi czytając artykuł Jacka Kotarbińskiego „Langoliery kreatywne”. (http://kotarbinski.wordpress.com/2013/07/19/langoliery-kreatywne/#comments).

Teraz przytoczmy kilka negatywnych opinii, przypisywanych agencjom kreatywnym:

Agencje nie kreują, a powielają te same schematy.
Agencje nie dotrzymują terminów.
Agencje przerabiają lub kradną koncepty.
Agencje nie szanują praw autorskich.
Agencje nie dotrzymują założeń briefu.

Cóż... agencje nie są idealne, ale część uwag jest skutkiem błędu popełnionego gdzieś wyżej. Nie chcę bronić branży marketing services. Chcę tylko podkreślić, że większość wielkich kampanii powstaje w ścisłej współpracy ze specjalistami ds. marketingu, którzy podczas kreacji wcielają do swojego zespołu członków agencji i po partnersku z nimi współpracują, a nie unikają ich telefonów i ignorują maile z pytaniami dotyczącymi briefu. Marketing musi dotrzeć do serc i umysłów konsumentów, więc twórzmy go w sprzyjających warunkach.

piątek, 23 sierpnia 2013

Trzy Małe Świnki w 2013

Tegoroczny harmonogram seminariów, wykładów i spotkań na ‘Cannes Lions International Festival of Creativity’ był 'delikatnie' mówiąc napięty.  Tylko 45 minut na scenie należało do działającej globalnie agencji marketingowej SapientNitroGaston Legorburu, dyrektor kreatywny agencji wraz z Dame Vivienne Westwood (sic!) dyskutowali o tym jak sprawić by rewolucyjne historie osiągnęły rangę światową. Oczywiście w przestrzeni internetowej nie zabrakło cytatów, sprawozdań i fotorelacji z jednego z najważniejszych dla świata marketingu festiwali. Social media manager Cannes Festival 22 czerwca 2013 roku opublikował na fb najważniejszą, jego zdaniem sekwencję, wypowiedzianą przez Gastona: „People don’t want to be told a story, they want to be part of it”. 

Pójdźmy więc dalej…  Aktywnie partycypując jesteśmy emocjonalnie zaangażowani – jesteśmy częścią historii. W dzisiejszych czasach, jest to o tyle łatwe, że istnieje kanał, dzięki któremu informacje roznoszą się w tempie błyskawicznym i tak samo szybko możemy się do nich odnieść, poprzeć je lub zakwestionować – mowa oczywiście o powstałym w latach sześćdziesiątych Internecie.  Niebezpieczeństwo tkwi jednak w tym, że tyle punktów widzenia, ilu zaangażowanych. Internet ma oczywiście ogromny wpływ na wszelkiego rodzaju środki masowego przekazu o charakterze informacyjnym, takie jak np. wydany po raz pierwszy 5 maja 1821 roku dziennik „The Guardian”. Możemy się o tym przekonać, oglądając marketingowe arcydzieło - spot, który nie tylko został nagrodzony na Cannes Lions 2013, ale również na takich festiwalach jak: The Eurobest Awards (Grand Prix in the 'Film' category, 2012), Business Insider's 10 Best Ads of 2012, The British Arrow Craft Awards (Gold Award 2013), The Adweek Awards 2012 ("Ad of the Year"), Clio 2013 (Grand Clio Award) czy wreszcie TED: Ads Worth Spreading w lutym 2013 roku. Jury festiwalu Adweek, który miał miejsce 25 listopada 2012 w ten sposób podsumowało (powtórzę) ARCYDZIEŁO londyńskiej agencji BBH: “Ponury, a jednocześnie zabawny, mityczny, a jednocześnie niezwykle nowoczesny, ten spot ma wszystko, czego potrzeba: rozkoszny koncept, epicką wizję i składne wykonanie” ("Grim yet playful, mythical yet supremely modern, the spot has it all: a delightful conceit, an epic vision and deft execution."). Pewnie zastanawiasz się o jakim spocie mowa.. Może już go widziałeś? Na pewno!


Na pierwszy rzut oka – nonsens – historyjka, wymyślona przez Disneya o trzech małych świnkach, ubrana w nową, dziwaczną fabułę...?? A gdyby absurdalnie sytuacja z bajki Three Little Pigs była prawdziwym wydarzeniem dzisiejszego dnia? Rozdmuchana przez media, a następnie sprawdzana przez dziennikarzy, blogerów i użytkowników innych mediów społecznościowych, wywołująca lawinę dyskusji w sieci. A tu okazuje się, że skandal ma swoje korzenie w kryzysie gospodarczym i wynika z  kłopotów ze spłatą kredytów hipotecznych! Obiektywną całość pokazuje nam natomiast The Guardian, odsłaniając kompletną medialną i społeczną otoczkę wokół tej historii. A dodatkowo: Spot odciąga nas od myślenia o gazecie, jako o druku, a udowadnia, że jest to cała sieć powiązanych ze sobą kanałów. Ponad to zgrabnie pokazuje, że dziennik nie chowa swoich treści za (wchodzącą już do Polski) polityką paywall.

Dodam jeszcze, że spot został stworzony w hołdzie pierwszej telewizyjnej reklamy The Guardian i rozszerza tylko jej przekaz!



Czy teraz wątpicie w to, że The Guardian relacjonuje "z różnych perspektyw" oraz odnosi się do wielu punktów widzenia? Czy widzieliście w 2012 roku bardziej spójną i przekazującą taką masę ukrytych treści reklamę telewizyjną? Jeśli tak, podeślijcie ją do mnie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Egoizm na plus


Jakiś czas temu w ciepłe piątkowe popołudnie wybrałyśmy się z moją dobrą znajomą na kawę. Przechodziłyśmy Chmielną koło Brackiej i naszą uwagę zwróciła ogromna ilość klientów jednej z tamtejszych księgarni. Bez zastanowienia wstąpiłyśmy do niej i naszym oczom ukazały się tysiące discountowych książek o różnej tematyce. Podreptałam pospiesznie do półki z napisem: „Marketing, Zarządzanie”. Nie znajdowały się tam pozycje najnowsze, a część z nich już należało do mojej domowej biblioteczki. Nawiasem mówiąc ciężko patrzeć na „Marketing” Kotlera z etykietą: 49,99 zł  lub inne przecenione (posiadane już) pozycje - choćby Geralda Zeltman lub Kevina Maney. W sumie kupiłyśmy około 15 książek. Jedną z nich była wydana w 2010 roku pozycja pod ciekawym tytułem „Marketing 3.0”. Wśród  jej autorów widniał Philip Kotler. Po kilku dniach zajrzałam do tej książki i chociaż od wydania minęły tylko 3 lata miałam wrażenie, że czytam o rzeczach oczywistych. Autorzy napisali o okresie burzliwych zmian gospodarczych, kryzysie finansowym, pogłębieniu ubóstwa i ewolucji marketingu z koncentracji na produkcie, zorientowaniu na kliencie, aż wreszcie skupieniu się na wartościach. Jeszcze przez kilkanaście kolejnych stron ciągnęła się teoria, którą poznajemy na uniwersyteckich wydziałach ekonomicznych. A wiemy doskonale, że w przypadku marketingu praktyka znacznie różni się od teorii… Po tym elaboracie, autorzy postanowili sprowadzić czytelnika „na ziemię”, przytaczając fragment, który Wam zacytuję:

„W latach osiemdziesiątych Exxon Oil Co. zwołało konferencję dla pracowników, aby ogłosić nową listę „kluczowych wartości”. Numerem jeden na liście było proste stwierdzenie: „Na pierwszym miejscu jest klient”. Tego wieczoru dyrektorzy oddziałów omawiali przy obiedzie nowe oświadczenie o wartościach. Jeden z zuchwałych i zdolnych, młodych menedżerów o imieniu Monty zaproponował toast: „Chcę, abyście wszyscy zrozumieli – zaczął – że klient nie jest na pierwszym miejscu”. „Ten pan jest na pierwszym!” – wskazał na prezesa oddziału, „A ten pan na drugim” – tu zwrócił się do prezesa na Amerykę Północną. „Ten zaś dżentelmen jest na miejscu trzecim” – i tak Monty wymienił jeszcze czterech innych dyrektorów oddziałów, z których wszyscy obecni byli w sali. „Klient – stwierdził Monty – jest na ósmym miejscu”. W sali zapanowała cisza pełna zaskoczenia. Wreszcie jeden z dyrektorów uśmiechnął się i reszta zgromadzonych wybuchła histerycznym śmiechem. To były pierwsze słowa prawdy wypowiedziane w tym dniu.” (Art Kleiner, Who Really Matters: The Core Group Theory of Power, Privilage and Success)

Firma Exxon Mobil, znana na polskim rynku pod nazwą Mobil lub Mobil1, w 2009 roku znalazła się na górze listy 500 najbogatszych firm magazynu „Fortune”. W 2013 roku jest na miejscu drugim! (http://money.cnn.com/magazines/fortune/fortune500/2013/full_list/). Powyższa anegdotka jest dość trywialna i zabawna, ale przypomina nam o rzeczach ważnych i oczywistych: marketing może paradoksalnie stać się przyczyną spadku zaufania wśród konsumentów, jeśli nie będzie współgrał z faktycznymi priorytetami osób, które firmę tworzą. Sztuczne kreacje „na siłę” mają „krótkie nogi” - ostatecznie konsumenci najbardziej wierzą opinii... innych konsumentów. Odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie: co jest dla nas najważniejsze? – klient? produkt? a może rozwój technologiczny w obrębie firmy? osiągnięcia? satysfakcja? wynik? sprzedaż? pieniądze? uznanie? poszukiwanie inspiracji? sława?! udowodnienie światu, że JA potrafię?! Bolesne to, ale prawdziwe? Biznes to biznes, a im większymi jesteśmy egoistami (nawet prowadząc organizacje charytatywne), tym lepiej na tym wychodzimy… 

Oby więcej takich „wypadów” na kawę.

piątek, 16 sierpnia 2013

Co jest 'in', a co 'out'? - kilka słów o inbound marketing

„Połowa pieniędzy wydawanych na marketing jest marnowana. Problem polega na tym, że nie wiem która połowa”. Są to słowa ikony branży marketingowej oraz niesamowicie uzdolnionego biznesmena XX wieku – Johna Wanamaker, żyjącego w latach 1838 -1922. A czy my, żyjący w XXI wieku, znamy już odpowiedź na to pytanie?

Odwiedzając dziś jedną z moich ulubionych stron www, nie mogłam „dokopać się do treści” przez non stop wyskakujące pop-upy, których nie dało się „dogonić” kursorem myszki. Czy firma, która zafundowała mi tą przyjemność zdaje sobie sprawę z tego, że jej logotyp wzbudza we mnie negatywne emocje i raczej nie skłania mnie do zakupu jej produktów? Outbound marketing stał się po prostu irytujący!

Odwróć więc sytuację: Jak często poszukujesz wartościowych informacji w sieci? Jak często ratują Ci one życie (prywatnie i zawodowo)? A teraz uwaga! To Ty odnalazłeś daną firmę lub forum/bloga firmy, a nie ona Ciebie! To jest właśnie Inbound Marketing - strategia, która pozwala odbiorcy dotrzeć do Twoich informacji. W tym wypadku istnieje o wiele większe prawdopodobieństwo, że nie jest to osoba przypadkowa, a realnie zainteresowana treścią, która niebawem może stać się tzw. leadem, czyli potencjalnym klientem. Sprawa jednak nie jest tak prosta. Umieszczenie ciekawego contentu – postów, mikropostów, artykułów, filmów, webinarów, infografik, ankiet, wywiadów czy prezentacji, nie wystarczy. Twoje działania muszą mieć konkretny długoterminowy cel oraz w pośredni sposób pokazywać wartość Twojej marki, tzw. value proposition. Odbiorca komunikatu Twojej firmy, musi być przekonany, że „znasz temat”, jesteś ekspertem w dziedzinie, a ponad to: wiesz z jakimi trudnościami i problemami się spotyka, czego oczekuje, jakie są jego biznesowe założenia? Z jakimi zagrożeniami najczęściej się styka, korzystając z usług Twojej konkurencji. Bądź „social” - w parze z PageRank, buduj TrustRank. W jaki sposób? O tym w moich poprzednich postach J

Nie łudź się więc, że każda kampania inbound będzie skuteczna. Np. jeśli chcesz się „zagubić” w treściach i postach to odwiedź fb funpage firmy Atlas… Jeśli natomiast szukasz „dzieła sztuki”, zapraszam choćby na fb Baracka Obamy, “Digital Influencers” fb campaign Forda Fiesta lub „Rainbow flag with different colors” campaign - Oreo (Kraft Foods).




Odnosząc się do cytatu Johna Wanamaker - uważam, że powoli zaczynamy zdawać sobie sprawę z nieefektywnych strategii marketingowych, jakie 'popełniamy'. Problem jest jednak inny - posiadając tą świadomość, NADAL to robimy! A to chyba gorsze od niewiedzy...

sobota, 10 sierpnia 2013

Skup się i uważnie przeczytaj!

„Skup się i uważnie przeczytaj!” - nawet takie zdanie nie skłoni konsumenta do poświęcenia chwili i zapoznania się z treścią pieczołowicie przygotowanej przez Ciebie ulotki (co zajęło Twojemu grafikowi około 12 roboczo-godzin, bo oczywiście miałeś uwagi, a Tobie kolejne trzy by wykreować idealne hasło reklamowe). To zdanie nie sprawi również, że ludzie będą zawieszać oko na Twojej reklamie wielkoformatowej, za którą płacisz krocie.

Co robisz z ulotką, którą dostajesz do ręki w podziemiach Galerii Łódzkiej, lub koło Dworca Centralnego w Warszawie? Wyrzucasz do najbliższego kosza, o ile w ogóle ją weźmiesz… Mamy ewidentnie dość bombardowania nas zbędnymi informacjami. Wspomniałam o tym w jednym z moich poprzednich postów, który zatytułowałam „Potęga narracji w dobie ‘attention crash’. Pójdźmy jednak dalej – powiedzmy, że oprócz „dobrej nowiny” o innowacyjnym proszku do prania czy wakacjach życia za jedynie 1299 zł, są również informacje, które powinny na stałe zagościć w Twojej świadomości. Powiedzmy szczerze – większość z nich również traktujesz pobieżnie. To nie jest jednak Twoja wina – to reakcja Twojego umysłu, który odrzuca nadmiar bodźców, wycelowanych w Ciebie każdego dnia, w każdej sekundzie.

 Aktualnie jestem na obozie tanecznym z dziećmi  w wieku 6-11 lat i chociaż traktuję ten coroczny wyjazd jako odskocznię od pracy biurowej oraz naładowanie akumulatorów pozytywną energią młodych ambitnych ludzi, to jednak w momencie, kiedy 57 osób mówi do mnie jednocześnie, bardzo trudno jest wśród pytań typu: Co dzisiaj na obiad?, wyłonić istotną dla mnie, jako wychowawcy informację, np.: Bardzo boli mnie brzuch i potrzebuję pani pomocy!.

Aby zwrócić uwagę na ów mankament (a nawet problem, bo jak tego nie nazwać problemem, skoro powoduje „znieczulicę” na rzeczy naprawdę istotne) agencja Almacen (Argentyna) podjęła niesamowitą i genialną w swojej prostocie inicjatywę. Źródła podają, że w Argentynie dziennie średnio trójka dzieci zostaje uznana za zaginione, a społeczeństwo nie reaguje na podjęte przez policję i organizacje działania, mobilizujące do pomocy w poszukiwaniach nieletnich. Zamieścili oni więc istotną informację na czarno-białej, mało atrakcyjnej ulotce. Popatrz co zrobili, by potrząsnąć społeczeństwem:



Na widowni było 48000 osób, którym te szczególne ulotki otworzyły oczy. Jeśli choć trochę zaskoczyła Cię owa inicjatywa, wiedz, że akcja nie kosztowała więcej niż 3 tys. PLN netto, więc dużo mniej od Twojego billboardu czy spotu reklamowego. Była jednak o wiele bardziej efektywna. Zastanów się więc nad Twoimi działaniami promocyjnymi, zdobądź wiedzę na temat inbound marketing i przestań ślepo rzucać treścią, bo ta naprawdę istotna zostanie niewyłapana! (o inbound i permission marketingu już niebawem).

Dodam tylko, że moim marzeniem jest zorganizowanie podobnej inicjatywy, opierając ją o polskie realia oraz poruszając nią nasze problemy. Mam to szczęście, że obecnie w mojej bazie jest ponad 1000 hostess i hostów z całej Polski. Znając większość z nich, jestem więcej niż przekonana, że pomogą mi w realizacji takiego wydarzenia. Jeśli jesteś  więc świadom czegoś, czego inni nie są świadomi, jeśli od dawna drażni Cię coś, czemu społeczeństwo, działając razem może skutecznie zaradzić, napisz lub zadzwoń do mnie. Czy się nam uda? Wspominałam już nie raz, że mam szczęście do ludzi… J


niedziela, 4 sierpnia 2013

Mów i pisz o rzeczach ważnych!

Każda osoba, pracująca w branży marketingowej robi to oczywiście między innymi ze względów finansowych. Grafik, traffic manager, project manager, account manager, managing director, flash developer, designer i new media designer, copywriter i creative director… Wszyscy wyżej wymienieni dostają wynagrodzenie za wyrazistość,  oryginalne pomysły i kreacje, a także umiejętności sprzedażowe i logistyczne. Osoby te, jeśli wykonują swoją pracę na wysokim poziomie, niewątpliwie posiadają moc perswazji oraz ogromne możliwości wpływu na konsumenta.

Pamiętaj jednak, że owe umiejętności można wykorzystać również pomagając innym. Dlatego tak cenię organizacje non-profit oraz ludzi, którzy oprócz płatnie wykonywanego zawodu, angażują się w projekty, dzięki którym mogą wpłynąć na społeczeństwo, a nawet uratować zdrowie lub życie wielu ludzi. Cenię tych, którzy posiadając niebywałą zdolność tworzenia, apelowania i „krzyczenia” obrazem i słowem pisanym, wykorzystują ją by przekazać coś ważnego. Bazując na moim przykładzie – agencja Embassy stworzyła mini kampanię przeciwko przemocy i mobbingu wobec kobiet. Kampania wystartowała w Dzień Kobiet 8 marca 2013 roku i była mocnym kontrastem do pięknych życzeń i całego mnóstwa zdjęć z kwiatami, które oblały przestrzeń internetową, niczym polewa cukrowa i w pewnym momencie stały się po prostu mdłe.  Ów tematyka jest dla mnie sprawą bardzo ważną, więc postanowiłam „krzyknąć”. Nie zastanawiając się długo wykonałam telefon do mojego grafika i opisałam krótko swój pomysł, dodając, że nie mam na to żadnych funduszy. Reakcja była błyskawiczna – ROBIMY!! Jeszcze tego samego dnia wieczorem dostałam na maila 6 propozycji visuali… Poniżej jeden z nich.



Ale my na razie jeszcze mało „możemy”, gdyż istniejemy na rynku od dwóch lat i nie mamy wystarczającej ilości odbiorców (napisałam „jeszcze” bo mamy ogromne plany i aspiracje). Popatrz zatem na przykłady innych kampanii, które zrealizowane zostały małym nakładem finansowym, z pasji tworzenia i chęci pomocy. Na początek moja ulubiona - Anar Foundation (Hiszpania). Display, w którym ukryto tajny komunikat, widzialny tylko dla przeciętnego 10 latka, mającego około 130 cm wzrostu. Przekaz bardzo prosty: "if somebody hurts you, phone us and we’ll help you" + numer telefonu. Dzieci często zostają zastraszane. Taka forma i czystość komunikatu daje im nadzieję, że mogą same odmienić swój los, wykonując jeden krótki telefon podczas nieuwagi sprawcy.


Następnie grafika Marcina Kiedosa, zwycięzcy 13. edycji konkursu Galeria Plakatu AMS, przebiegającej pod hasłem „Przemoc. Twoja sprawa”. Czy widziałeś już ten plakat? Ja kilkakrotnie w centrach dużych polskich miast. Ukłony dla AMS za realizację konkursu oraz kampanii.



Zwróć uwagę również na propagandową grafikę Joanny Rzezak, w stylu ‘call to action’ (pierwsze wyróżnienie w 13. edycji konkursu AMS):



Kolejnych przykładów poszukaj sam. Pamiętaj, by wykorzystywać swój potencjał, pomagając najbardziej potrzebującym. Jeśli masz umiejętność perswazji, a ludzie lubią Cię słuchać i „czytać”, to mów i pisz o rzeczach ważnych!

piątek, 2 sierpnia 2013

Ze stroną www do lasu, czyli o pomyśle Toyoty

W branży marketingowej mocno zwraca się uwagę na określenie grupy docelowej danego produktu czy usługi. Dzieje się tak, nawet jeśli teoretycznie potencjalnym konsumentem może być prawie każdy. Mamy więc antybiotyki tylko dla dzieci, szkoły nauki jazdy dla kobiet, napoje energetyczne dla młodych i aktywnych, szampony do włosów tylko dla mężczyzn lub karmę dla określonej rasy kotów.

Toyota podczas promocji modelu RAV4, postanowiła ów ideę rozwinąć jeszcze dalej. Ponieważ firma dedykuje wspomniany samochód facetom aktywnie spędzającym czas, lubiącym długie trasy oraz wyjeżdżającym na weekendy za miasto, postanowiła przenieść stronę internetową RAV4 do źródła… na łono natury, stworzone do wycieczek rowerowych i rajdów po niezbadanych terenach. Jak sami stwierdzili, ich potencjalni klienci w wolnym czasie nie siedzą przed komputerem, surfując po sieci. Opracowali oni autorski program, w którym strona www jest atrakcyjną trasą rowerową, wyglądającą jak wersja online (a nawet zachowująca się tak), a sam rower służy jako kursor. Przegięcie czy super pomysł? Oceńcie sami J